Przejdź do głównej zawartości

O Tanzanii słów kilka - Kilwa Kisiwani

Kilwa Kisiwani

Wisienką na torcie naszego tegorocznego pobytu w Tanzanii była wycieczka do Kilwa Kisiwani.

        Około 300 km na południe od Dar es Salaam znajduje się powiat Kilwa, a w nim nadmorskie miejscowości: Kilwa Kivinje i Kilwa Masoko oraz dwie przybrzeżne wyspy - Songo Mnara i Kilwa Kisiwani. Celem naszej podróży była właśnie ta ostatnia. 

        Aby dostać się do Kilwa Kisiwani należy dojechać do portu w Kilwa Masoko. Nazwa Masoko pochodzi od miejsca, gdzie do 19 wieku znajdował się targ niewolników.
źródło: Google Maps
        Wyspa Kilwa Kisiwani jest w całości uznana za obiekt historyczny. W 1981 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wstęp na wyspę w celach turystycznych jest ściśle kontrolowany przez straż portową. Wymagane jest specjalne zezwolenie, które można uzyskać przy urzędzie powiatowym. Opłata za wstęp (koszt zezwolenia) wynosi 27 000 TSh (12 USD) od osoby. Dodatkowo zwiedzanie jest możliwe tylko z przewodnikiem. Zwyczajowo jest to koszt około 10 USD od osoby. Na szczęście z przewodnikiem można negocjować. Do tego dochodzi koszt przejazdu łódką - około 5 USD od osoby. Dobijamy targu i płacimy 20 000 TSh (niecałe 10 USD) za naszą trójkę.
łódka, którą płynęliśmy na wyspę
        Wyposażeni w niezbędne zezwolenia, zaopatrzeni w butelki zimnej wody wpisujemy się do księgi portowej, a następnie w towarzystwie naszego przewodnika okrętujemy się na niewielkiej łódce.
Widok na ruiny fortu na Kilwa Kisiwani od strony Kilwa Masoko
         Rejs na wyspę, po turkusowo-granatowej wodzie trwa około 15 minut. Fakt, że w środkowej części zatoki jest na tyle głęboko, że cumują tam wielkie statki wycieczkowe ani na chwilę nie mąci naszego błogiego spokoju i radości.
        Zwiedzanie obejmuje teren praktycznie całej wyspy, jednak ze względu na ogromny upał decydujemy się na skróconą wersję. Czeka nas około dwugodzinny spacer po jednej części wyspy.
        Kilwa Kisiwani może poszczycić się niezmiernie bujną historią. Niestety nie zawsze, a na pewno nie dla wszystkich, szczęśliwą.
Od wieków na tereny Afryki Wschodniej przybywali kupcy z Azji, Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Od około 7 w. Persowie (z terenów obecnego Iranu) zaczęli osiedlać się na wschodnim wybrzeżu Afryki,  między innymi w Malindi, Lamu na terenie Kenii oraz na Zanzibarze. Następnie w 9 w. właśnie oni założyli osadę na wyspie Kilwa Kisiwani. Rdzenni mieszkańcy z plemienia Yao, sprzedali wyspę za odzież i tkaniny i przenieśli się na ląd. Celem perskich przybyszów był handel i szerzenie religii, Islamu. Byli oni również dobrymi rzemieślnikami, głównie stolarzami. To ich pięknie rzeźbione wyroby zyskały sławę, jako drzwi z Zanzibaru.
muzułmański cmentarz z X wieku
        Pamiątką po pierwszych osadnikach na wyspie jest muzułmański cmentarz z 10 w. Ciekawostką są dwa rodzaje nagrobków. Duże,  zdobione nagrobki upamiętniały ważne osoby, czyli przybyszów, natomiast lokalni mieszkańcy, którzy z nimi współpracowali po śmierć doczekali się tablicy w postaci kamienia w ziemi.
muzułmański cmentarz z X wieku
        Z czasem wyspa przekształciła się w państwo-miasto. W okresie XII -XV wieku Kilwa Kisiwani była bodaj najpotężniejszym ośrodkiem handlowym na wschodnim wybrzeżu Afryki. Handlowano głównie solą, złotem, kością słoniową, odzieżą i porcelaną. Jako prosperujące państwo-miasto Kilwa miała swoją własną walutę.
        W 1331 roku miasto odwiedził wielki marokański podróżnik, Ibin Battuta. Uznał je za jedno z najpiękniejszych miasto ówczesnych czasów.
        Pod koniec XV wyspą zainteresowali się Portugalczycy. W 1498 na wschodnie wybrzeże Afryki trafił  Vasco da Gama w trakcie swojej podróży w poszukiwaniu morskiej trasy do Indii. W 1505 roku Portugalczycy wybudowali na wyspie imponujący fort, który nazwali "Iglesias". Pełnił on funkcję kościoła w dzień a nocą zamieniał się w koszary wojskowe równocześnie będąc fortem obronnym. Grubości murów wynosiła 2 m. Na baszcie umieszczone było potężne działo wycelowane w kierunku wyjścia z zatoki. 
Portugalski fort z 1505 roku
Portugalski fort z 1505 roku
Portugalski fort z 1505 roku
        Portugalczycy chcieli wprowadzić religię chrześcijańską na wyspie. Cel jednak nie został osiągnięty, ponieważ Islam był już wówczas bardzo mocno zakorzeniony wśród mieszkańców. Portugalczycy pragnęli również zdobyć pełną kontrolę nad handlem na Oceanie Indyjskim nie przebierając w środkach, a dokładniej stosując bardzo drastyczne metody.
        Portugalskie panowanie trwało do 1512 roku, gdy wyspa została zdobyta przez Arabów. Arabowie wykorzystali solidny portugalski fort do własnej obrony, a na wieży postawili swoje działo. Dzisiaj na dziedzińcu można podziwiać obydwa. W czasach arabskich w najmniejszym, ciasnym pomieszczeniu bez okien przetrzymywani byli niewolnicy. Później, w czasach kolonialnych fort pełnił funkcję więzienia.
        Na dziedziniec fortu prowadzą potężne drzwi z Zanzibaru z insygniami w języku arabskim.
Portugalski fort z 1505 roku
Portugalski fort z 1505 roku
Portugalski fort z 1505 roku
        Przez wieki panowania muzułmańskich władców na wyspie wybudowano kilkadziesiąt (inne źródła podają, że kilkaset) meczetów. Nie wszystkie zachowały się do czasów współczesnych, inne nie zostały jeszcze odkopane. Nasz przewodnik oprowadza nas po kilku z nich.
Meczet z X w.
        Bodaj najciekawszym, a w swoich czasach najpiękniejszym i najbardziej okazałym był Wielki Meczet. Pierwszy zbudowany w 11 w. okazał się za mały, więcej w 13 w. zbudowano obok niego nowy. W efekcie powstała jedna wielka świątynia. Największy meczet na południe od Sahary, nazwany meczetem o dwóch mihrabach. Mihrab to nisza w ścianie meczetu wyznaczająca kierunek Mekki. Modlili się w nim między innymi sławny podróżnik Ibin Battuta i kolejni władcy wyspy w tym Sułtan Omanu i Zanzibaru, Seyyid Said.
Wielki Meczet
Wielki Meczet
        Na ścianach meczetu próżno szukać dawnych zdobień, jednak sama jego architektura jest imponująca.
        Przy meczecie znajdują się ruiny wielkiego domu imamów i ich rodzin. Budynek z XII w. był piętrowy i liczył ponad 100 pokoi. 
miejsce do abluzji, Wielki Meczet
Mały Meczet, fragment zachowanych zdobień
Mały Meczet, kopuła
Pałac sułtanów, schody na piętro
Pałac sułtanów, widok na dziedziniec
        W dalszej części wyspy znajdują się ruiny Wielkiego pałacu sułtanów z 15 w. Pałac miał 70 komnat a na dziedzińcu znajdowały się studnie, spichlerze i magazyny. Całość zajmowała ogromny obszar i była otoczona potężnym murem. W 19 w. mieszkał w nim sułtan Seyyid Said.
Pałac sułtanów
Pałac sułtanów
    Wśród zabytkowych obiektów znajduje się również Mały Meczet, który pełnił funkcję prywatnego meczetu sułtanów. W dni powszednie sułtan modlił się w Małym Meczecie, a w piątki i święta udawał się do Wielkiego Meczetu na wspólną modlitwę z poddanymi.
Mały Meczet
        Jako budulec do wszystkich obiektów znajdujących się na wyspie wykorzystano koralowce. Jako zaprawa posłużyło wapno pozyskane również z koralowców łączone z miejscową ziemią.        
fragment ściany, koralowce
fragment ściany grobowca, koralowce
fragment ściany meczetu
        Dzisiaj wyspa jest nadal zamieszkała, głównie przez ludność muzułmańską. Na wyspie znajduje się jedna szkoła podstawowa oraz szkoła wyższa kształcąca przyszłych imanów - taki muzułmański uniwersytet. Jest również jedna przychodnia. W razie potrzeby w porcie zacumowana jest łódka-ambulans. Zabudowania się raczej skromne, delikatnie mówiąc, za to doskonale wkomponowują się w historyczny charakter wyspy. Dawny ważny ośrodek handlowy jest dzisiaj niewielką wioską rybacką.
drzewo wrośnięte w mury Wielkiego Meczetu
widok na zatokę od strony Pałacu Sułtanów
        Ten krótki pobyt na wyspie zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wprawdzie widziałam wcześniej zdjęcia w Internecie, jednak zobaczyć to wszystko na żywo, wsłuchując się w historię znaną dotychczas tylko z podręczników, to zupełnie inne doznanie. W Tanzanii mało jest obiektów zabytkowych zachowanych we względnie dobrej kondycji. Niestety większość uległa i nadal ulega powolnej degradacji.
        Po Kilwa oprowadzał nas świetny, młody przewodnik, który za pracą przyjechał z oddalonego o prawie 1500 km miasta Mwanza, nad jez. Wiktorii.
Kilwa Kisiwani
Gorąco polecam pozostałe wpisy o Tanzanii:




Komentarze

  1. Dziękuję, że mogłam poznać Kilwa Kisiwani dzięki Twojemu blogowi. Jak zwykle, interesująco wszystko opisałaś i udokumentowałaś pięknymi zdjęciami. Z niecierpliwością czekam na dalsze wpisy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jadziu, bardzo mi milo.🥰 Serdecznie dziękuję. Dalsze wpisy będą niebawem dostępne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego taki krótki tekst? 😉 Masz tak lekkie pióro Aga, że aż żal! Proszę o pisarskie przyspieszenie. Pozdrawiam Sylwia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sylwio, mówisz masz. Za chwilę będzie ciąg dalszy 🤓. Dziękuję 🥰

      Usuń
  4. Aż chce się jechać i tam pobyć, dziękujemy za lekcję historii. Sy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę i polecam się na przyszłość, ciąg dalszy nastąpi 🥰. Dziękuję Wam za zainteresowanie się Tanzanią🥰

      Usuń
  5. Jak to cudownie, że są tak wspaniali ludzie jak Ty, którzy dzielą się swoimi wrażeniami i zdjęciami! Gdy zła pogoda za oknem, można chociaż wyobrazić sobie te wspaniałe miejsca skąpane w słońcu o błękitnym niebie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Agnieszko! Super relacja, która rozpalila moja Basiawyobraźnię i przybliżyła do podjęcia decyzji o podazeniu Waszym śladem lub odbyciu podobnej podróży marzeń razem Wami. Wasze wspomnienia przeczytalem jednym tchem , tak jak wiele lat temu w Pustyni i w puszczy. Serdecznie pozdrawiamy Sławek i

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sławku, bardzo serdecznie dziękuję 🥰. Jest mi niezmiernie miło, że mogłam Wam przybliżyć Tanzanię i cieszę się z Waszej decyzji .😀

      Usuń
  7. Dziekuje za wspaniała lekcje historii

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tanzania - kraj kobiet pracujących

Kobieta pracująca Podczas, gdy niektórzy mężczyźni odpoczywają w cieniu rozłożystych drzew mango lub oddają się innym przyjemnościom, tanzańskie kobiety ciężko pracują. Mama Pili od lat zajmuje się rozdrabnianiem kamieni. To znaczy siedzi na ziemi i tłucze kamienie na mniejsze kawałki. Następnie segreguje je względem wielkości. Tak przygotowany materiał stanowi niezbędny składnik budowlany, a dla Mamy Pili główne źródło dochodu. Mama Pili i jej gość z Polski Piękna krawcowa o posągowej wręcz urodzie prowadzi swój warsztat krawiecki przy osiedlowej uliczce. Co rano wystawia swoją maszynę do szycia  w cieniu dwóch potężnych drzew , a za stół krawiecki służy jej kawałek podwórka. Zazwyczaj towarzyszy jej mała córeczka, która grzecznie siedzi na ziemi i bawi się kamykami.  kobieta z dzieckiem w centrum miasta Kiedyś ubrania szyli praktycznie wyłącznie mężczyźni. Instalowali się ze swoimi maszynami na tarasach przed sklepami. Teraz w mieście można spotkać jedynie nielicznych krawcó...

Z dziennika podróży

Zapiski z dziennika podróży  Tanzania                  W tym roku w podróż do Tanzanii wybrała się z nami Wandzia, wytrawna uczestniczka włoskich wypraw. Gdy przeczytała wpis o naszym ubiegłorocznym pobycie w Tanzanii również zapragnęła poznać ten kraj. Na początku była to zaledwie mała iskierka ciekawości, która z czasem przerodziła się w całkiem realne marzenie. Dzięki wsparciu rodziny i znajomych oraz własnej determinacji wyjazd doszedł do skutku.              Warto mieć marzenia, bo marzenia się spełniają. Dzień 1 Na lotnisko przyjechaliśmy przed godziną trzecią rano. Poprzednio bardzo długo trwała odprawa. Tym razem byliśmy co najmniej o godzinę za wcześnie. Ale lepiej tak niż się denerwować, że samolot poleci bez nas. Z resztą na stres nie trzeba było długo czekać. Już w Amsterdamie zaistniała obawa, że nie zdążymy na kolejny lot. Podobnie jak w ubiegłym roku wybraliśmy KLM (Holend...

Tanzania - Podróż daleka a bliska

  Po czterech latach, ja i mój mąż, znowu lądujemy na międzynarodowym lotnisku w Dar es Salaam. Odkładaną przez ostatnie dwa lata podróż postanowiliśmy zrealizować mimo wszystko. Czasami trzeba podjąć męską decyzję i kupić bilet zamiast przestraszonym siedzieć w kącie i patrzeć jak życie ucieka za oknem. Po 15 godzinach lotu z Krakowa, z przesiadką w Amsterdamie, wita nas na lotnisku w Dar es Salaam mój brat z żoną. Jak zawsze na nich i ich gościnność możemy liczyć. W Dar spędzamy dwa błogie dni przeznaczone na aklimatyzację – w Polsce środek zimy, temperatura koło zera, a tu 35 st. C. Trzeba przyznać, jest ciepło. Dopiero wieczorem jedziemy do pobliskiego lokalu posiedzieć sobie przy basenie, ze szklaneczką schłodzonego napoju. Następnego dnia również spędzamy popołudnie i wieczór nad wodą, tym razem w knajpce przy samym morzu. Przyjemnie owiani morską bryzą leniwie podziwiamy otoczenie. Około 17 jest pełny przypływ, woda podpływa prawie pod ławeczki na plaży. Ja decyduję się za...