Po czterech latach, ja i mój mąż, znowu lądujemy na
międzynarodowym lotnisku w Dar es Salaam. Odkładaną przez ostatnie dwa lata podróż
postanowiliśmy zrealizować mimo wszystko. Czasami trzeba podjąć męską decyzję i
kupić bilet zamiast przestraszonym siedzieć w kącie i patrzeć jak życie ucieka
za oknem. Po 15 godzinach lotu z Krakowa, z przesiadką w Amsterdamie, wita nas na
lotnisku w Dar es Salaam mój brat z żoną. Jak zawsze na nich i ich gościnność możemy
liczyć.
W Dar spędzamy dwa błogie dni przeznaczone na aklimatyzację –
w Polsce środek zimy, temperatura koło zera, a tu 35 st. C. Trzeba przyznać,
jest ciepło. Dopiero wieczorem jedziemy do pobliskiego lokalu posiedzieć sobie przy
basenie, ze szklaneczką schłodzonego napoju. Następnego dnia również spędzamy popołudnie
i wieczór nad wodą, tym razem w knajpce przy samym morzu. Przyjemnie owiani
morską bryzą leniwie podziwiamy otoczenie. Około 17 jest pełny przypływ, woda
podpływa prawie pod ławeczki na plaży. Ja decyduję się zanurzyć w gorących
wodach oceanu. Fale są tak silne, że pływanie przekształca się niemal w walkę o
przetrwanie. Z silnych prądów i wysokich fal chętnie korzystają miłośnicy kit
surfingu.
 |
| Dar es Salaam, Kidimbwi, plaża przy naszej ulubionej knajpce |
 |
| Dar es Salaam, Kidimbwi, nasza ulubiona knajpka |
 |
| samotny żagiel na Oceanie Indyjskim |
 |
| zachód słońca nad Oceanem Indyjskim |
Tanzania jest dużym krajem i odległości między miastami są
znaczące. Mimo znacznej poprawy jakości dróg na przestrzeni ostatnich kilku lat
nadal brakuje autostrad i dróg szybkiego ruchu. Do Mtwary, która jest celem
naszej podróży jest około 600 km, a podróż zajmuje nam cały dzień (12 godz.). Wydostanie
się z Dar es Salaam przed szóstą rano, gdy miejski ruch jest zaledwie
umiarkowany zajmuje nam około 1,5 godziny (przejazd praktycznie z jednego końca
miasta na drugi). Po przekroczeniu granic miasta nie można rozwinąć szybkości,
ponieważ droga prowadzi przez kolejne tereny zabudowane - wioski i miasteczka,
w których bezwzględnie obowiązuje ograniczenie prędkości.
Jednak w towarzystwie mojego brata i jego rodzinki podróż
mija nam szybko i przyjemnie. Bratowa przygotowała pyszne przekąski i napoje na
drogę. Za oknem morze zieleni. Droga prowadzi wśród palm kokosowych wzdłuż
wybrzeża, pól ryżowych w okolicy rzeki Rufidzi, ogromnych baobabów dalej na
południe. W bezpośrednim sąsiedztwie wiosek znajdują się pola uprawne. W
niektórych regionach kraju zaczęła się już pora deszczowa. Dookoła jest bardzo zielono, wręcz eksplozja zieleni.
 |
| Rzeka Rufidzi |
 |
| pole ryżowe koło Mtwary |
Robimy sobie dłuższy postój w miejscowości Kilwa nad samym
Oceanem Indyjskim. Kompleks hotelowo-restauracyjny, w której zatrzymujemy się
wygląda pięknie, a widok na morze niczym z broszury biura podróży. Odpoczywamy
w cieniu altanki racząc się schłodzonymi napojami.
Kilwa jest jedną z historycznych miejscowości Tanzanii, niestety
z niechlubną historią związaną z handlem niewolnikami. Podobnie jak na Zanzibarze
i w kilku innych miejscowościach na wybrzeżu, był tu w tamtych czasach rynek
niewolników i miejsce, gdzie byli przetrzymywani w oczekiwaniu na transport do
krajów Bliskiego Wschodu. Do dzisiaj, na wyspiarskiej części miasta, w Kilwa
Kisiwani zachowały się ruiny budowli z czasów arabskich, świadczące o dawnej
świetności tego nadmorskiego ośrodka.
 |
| Kilwa |
 |
| Kilwa |
Wjeżdżamy do Lindi – 95 km do celu. Jedziemy wzdłuż długiej
piaszczystej, pięknej i prawie pustej plaży w samym centrum miasta. Lindi,
dawne miasto portowe, podobnie jak Kilwa i Mikindani zabudowa charakteryzująca
się naleciałościami w stylu arabskim, niestety lata świetności ma już za sobą.
Pozostaje jednak miastem o dość dużym zaludnieniu na południu kraju. Przez Mikindani
przejeżdżamy późnym popołudniem, w czasie najwyższego przypływu. Poziom morza
jest tak wysoki, że woda praktycznie przelewa się przez jezdnię. Okoliczne
dzieci skaczą z radością z balustrady wprost do szmaragdowo-granatowej wody,
między kołyszące się na wysokich falach kolorowe łódki rybackie.
Koło 18.00 wjeżdżamy do Mtwary. Zauważamy, że w mieście
zaszły spore zmiany od naszego ostatniego pobytu. Prawie wszystkie drogi,
również osiedlowe są już asfaltowe. Powstały nowe dzielnice z ładnymi domami.
Na szczęście zabudowa mieszkaniowa pozostaje raczej parterowa, najwyżej jedno
lub dwupiętrowa, w moim odczuciu nie zaburza to stonowanego charakteru miasta.
Sama miejscowości jednak bardzo się rozrosła i znacząco zaludniła. Centrum nieznacznie przeniosło się w kierunku nowych, wcześniej niezabudowanych
terenów. Bardzo duży ruch generują pojazdy, a w szczególności motory, które od
jakiegoś czasu z ogromną popularnością pełnią rolę miejskich taksówek. Taki
środek lokomocji jest szybki i tani, ponieważ kierowca może zabrać dwóch do
trzech pasażerów, którzy dzielą koszt przejazdu. Kilka osób na motocyklu
potocznie nazywana jest jazdą „na szaszłyka”. Motocyklową taksówką rodzice
zawożą dzieci do szkoły, kobiety i mężczyźni podróżują do pracy, na zakupy, na
przejażdżki nadmorskie itd. Innym rodzajem taksówek, który w niektórych
dzielnicach zastępuje komunikację miejską jest trójkołowy, zadaszony motor – badziadzi.
Pojazd ten z powodzeniem może pomieścić sześciu pasażerów. Niestety oba te
środki lokomocji należą do dosyć niebezpiecznych, ponieważ taksówkarze niezbyt
przejmują się przepisami o ruchu drogowym.
 |
| Mtwara, centrum miasta |
 |
| Mtwara, centrum miasta |
 |
| Mtwara, centrum miasta |
 |
| Mtwara, centrum miasta |
 |
| Mtwara, centrum miasta |
 |
| Mtwara, centrum miasta |
Z bardzo pozytywnych zmian zauważamy, że miasto wygląda na
wyjątkowo czyste i zadbane. Powodem tego jest wprowadzony kilka lat temu
absolutny zakaz korzystania z torebek foliowych – reklamówek, które
niesamowicie zaśmiecały i zanieczyszczały środowisko. To proekologiczne
posunięcie naszym zdanie sprawdziło się w stu procentach.
Tradycyjnie zatrzymujemy się u mojej siostry i jej rodziny i
staramy się czynnie uczestniczyć w codziennym życiu naszych gospodarzy. W
kolejnych dniach udaje nam się, przynajmniej częściowo pozałatwiać niektóre
sprawy rodzinne. Szczególną radość sprawia nam możliwość zrealizowania marzenia
mojego męża o posiadaniu własnej działki rolnej. Zgodnie z moim mottem: „Nie
czekaj do emerytury na realizację swoich marzeń”.
 |
| Mtwara, tanzańska wiewióreczka |
 |
| Mtwara, tanzańska wiewióreczka |
 |
| Mtwara, tanzańskie czaple |
 |
| Mtwara, takie kwiaty rosną w przydomowym ogrodzie mojej siostry |
 |
| Mtwara, takie kwiaty rosną w przydomowym ogrodzie mojej siostry |
Szybko okazuje się, że nowe zajęcie przekształca się w naszą
wspólną pasję. Pole jest pięknie położone w dogodnej odległości od miasta.
Dojazd dobry poza okresem intensywnych deszczy, gdy na niektórych odcinkach
gliniasta nawierzchnia zmienia się w ślizgawkę. Za to na samym polu ziemia jest
czarna i żyzna. Teren jest mocno zarośnięty i wymaga dużego nakładu pracy, aby
go oczyścić. W tym klimacie wszystko szybko rośnie, a niepozorne krzaczki w
krótkim czasie stają się buszem. Przez kilka kolejnych dni, kilka osób w pocie
czoła karczuje maczetami busz, aby doprowadzić do porządku teren i odnaleźć
granice działki momentami porośnięte gęstym lasem. Niestraszny nam żar lejący
się z nieba ani tropikalna ulewa. Praca nie tylko ciężka ale i niebezpieczna,
ponieważ w każdej chwili można natrafić na żmije lub inne niebezpieczne
zwierzę.
 |
| Mtwara, pole przed karczowaniem |
 |
| Mtwara, pole częściowo wyczyszczone |
 |
| Mtwara, pole, papajowe wzgórze |
 |
| Mtwara, pole, bananowce |
 |
| Mtwara, banany |
 |
| Mtwara, pole |
 |
| Mtwara, pole, palmy kokosowe, drzewa mango, bananowce i inne |
 |
| Mtwara, pole, ananas |
 |
| Mtwara, pole i "dzikie zwierzę" |
Ostatecznie trud się opłaca i po tygodniu jesteśmy w stanie
bez problemu obejść nasze pole. Najbardziej nasłonecznioną część działki
przeznaczamy pod plantację ananasów. Sadzimy również maniok, bo szybko rośnie.
Na działce rosną już kilkuletnie palmy kokosowe, kilka wielkich, jak stuletnie
dęby, drzew mango, kilka gatunków bananowców oraz papaje. Dosadzimy drzewa
awokado, gravioli i gujawy. Teraz tylko patrzeć, jak wszystko ładnie rośnie.
Ananasy będą gotowe za rok, sezon mango jest od listopada do stycznia, a banany
i kokosy dojrzewają na okrągło cały rok. Na pozostałe drzewa trzeba będzie
poczekać parę lat.
Któregoś dnia moja siostrzenica, która tak jak ja jest
miłośniczką fotografii, zabiera mnie do portu rybackiego, aby zrobić parę ujęć o wschodzie słońca. Z tego wypadu przywozimy kilka ładnych zdjęć i co cenniejsze, siatkę
świeżych ryb. Nasza koleżanka, Pili kupuje je drogą licytacji prosto od rybaków.
Udział w takiej aukcji, a tym bardziej powodzenie dokonania zakupu wcale nie było
łatwe, ponieważ konkurencja wśród kupujących jest duża. Przy porcie rybackim
jest targ rybny, ale trafia tam mało ryb, ponieważ większość jest kupowana
prosto z łodzi. Gdy taka łódź podpływa do brzegu jest natychmiast oblegana
przez tłum kupujących, głównie kobiety. Większość osób wyczekujących od świtu
powrotu rybaków kupuje ryby w celach handlowych. Kobiety następnie albo
sprzedają świeże ryby w mieście lub przetwarzają je – suszą w słońcu i potem
dopiero sprzedają.
 |
| Mtwara, port rybacki |
 |
| Mtwara, port rybacki |
 |
| Mtwara, port rybacki, w oczekiwaniu na kutry rybackie |
 |
| Mtwara, port rybacki, samotny rybak o wschodzie słońca |
 |
| Mtwara, port rybacki, szczęśliwa kobieta z miską ryb |
 |
| Mtwara, port rybacki, kolejny szczęśliwiec z rybą |
 |
| Mtwara, Pili w porcie rybackim, a po prawej stronie ktoś zauważył, że robię zdjęcia |
Z zakupionych ryb mój siostrzeniec, który okazuje się być
świetnym kucharzem, przyrządza pyszny obiad: sos rybny na mleku kokosowym do
ryżu oraz smażoną rybę. Można powiedzieć, że przynajmniej połowa składników
jest lokalna, ponieważ mleko kokosowe przygotowujemy na bieżąco z kokosów z
naszego pola.
 |
| rybny obiad |
Gdy zapas ryb nam się kończy wybieramy się ponownie do portu
po świeżą dostawę. Tym razem jednak mamy mniej szczęścia, ponieważ z uwagi na
pływy z nocnego połowu było bardzo mało ryb i nie udaje nam się żadnej kupić.
Na osłodę wracamy do domu z siatką manioku. Trzeba się zadowolić tym, co się trafi.
Z manioku Pili przygotowuje pyszną kolację. Bulwy, po obraniu zostają ugotowane,
a część dodatkowo usmażona w głębokim tłuszczu. Obie wersje są super smaczne.
 |
| Mtwara, targ |
 |
| Mtwara, targ |
 |
| Mtwara, targ |
Nocne ulewy nie pozwalają nam na wyjazd w pole przez
kolejnych kilka dni ze względu na częściowo nieprzejezdną drogę. Przeznaczamy
ten czas na inne atrakcje, takie jak poranna sesja fotograficzna ptaków w Cliff
Barze lub pływanie.
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, tanzańska czapla |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
Cliff Bar – kompleks hotelowo-gastronomiczny prowadzony
przez moją siostrę, składa się z dużej altany restauracyjnej, kilku mniejszych altanek oraz siedmiu wolnostojących domków hotelowych. Całość otulona jest wielkim ogrodem, a w zasadzie parkiem, tworzonym od podstaw przez naszych rodziców przez ponad 20 lat. Rośnie w nim wiele gatunków drzew, krzewów i pięknych kwiatów. Centralny punkt stanowi naturalne oczko wodne, które napełnia się morską wodą podczas przypływów. Z dowolnego miejsca w Cliff
Barze czuć przyjemną morską bryzę. Bujną roślinność szczególnie upodobały sobie
różne gatunki ptaków, w tym małe żółte papużki, których radosny świergot umila nam wypoczynek w cieniu altanki, przy
szklaneczce czegoś zimnego.
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar |
 |
| Mtwara, Cliff Bar, zdjęcie z drona zrobione przez moją siostrzenicę |
Pływać chodzimy późnym popołudniem, ponieważ wtedy woda jest
przyjemnie nagrzana i nie kontrastuje zbytnio z temperaturą otoczenia. W samo
południe, przy tak wysokich temperaturach człowiek wchodzi do wody dla ochłody,
ale naraża się na nadmierne opalenie a nawet na porażenie słoneczne.
 |
| Mtwara, plaża, skały, muszle i turkusowa woda |
 |
| Mtwara, przypływ |
 |
| Mtwara, odpływ |
 |
| Mtwara, łodzie rybackie |
 |
| Mtwara, łodzie rybackie |
 |
| Mtwara, plaża, skały, muszle, szmaragdowa woda, słońce i ja |
Nieubłaganie urlop się kończy i czas wracać do
rzeczywistości, wcześniej jednak jakoś trzeba się dostać do Dar es Salaam.
Decydujemy się na podróż autobusem. Trasa okazuje się długa i męcząca. Z uwagi
na bardzo częste kontrole na drodze wjazd do Dar się znacząco opóźnia, a to wymusza przejazd przez miasto w godzinach szczytu. Generalnie podróż
powinna trwać około 8 godzin, całkiem komfortowym autobusem z klimatyzacją.
Wylot z nowego lotniska w Dar o godz. 22.50 liniami KLM,
które aktualnie według mnie mają najdogodniejsze połączenie na tej trasie.
 |
| Dar es Salaam, lotnisko imienia Juliusza Kambarage Nyerere |
W ramach tego urlopu nie udało nam się zrealizować
zaplanowanego przez moją siostrę wyjazdu turystyczno-krajoznawczego, który przewidywał
powrót do Dar es Salaam okrężną trasą przez kilka ciekawych miejsc. Po naszym wyjeździe moja siostra z rodziną
zrobiła takie tourne po południowej Tanzanii – z Mtwary na zachód przez Songea do
jeziora Nyasa (Malawi), następnie na północ do Mbeya w drodze do jeziora Ngozi, znajdującego się na wysokości 2000 m n.pm. oraz do wioski Mbozi, gdzie leży meteoryt (16 ton) i dalej na północ do Iringa, aby zwiedzić park narodowy Ruaha. W sumie tam i z powrotem przejechali około 2500 km w 7 dni. Podróż niezmiernie intensywna
i męcząca, ale uczestnicy wyprawy wrócili bardzo zadowoleni i pełni wrażeń. Siostra podzieliła się ze mną zdjęciami, które przedstawiam poniżej:
 |
| w drodze do Songea |
 |
| w drodze do Mbeya |
 |
| Jezioro Malawi |
 |
| baobab z parku Ruaha |
 |
| Jezioro Ngozi |
Dzięki temu, że siostra zrobiła rekonesans, wiemy z czym
się możemy mierzyć i już planujemy trasę zwiedzenia na następny wyjazd.
Pięknie to Pani opisała
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. 😀
OdpowiedzUsuńNie wytrzymałam do północy 🙂 Twoje pisanie uzależnia. Cliff Bar jest wspaniałym miejscem gratulacje dla Siostry. A jedzenie.... Pyszności! Sylwia
OdpowiedzUsuńSylwia, ślicznie dziękuję 🥰
UsuńAgnieszko, dziękuję za możliwość przyjrzenia się Waszym rajskim wakacjom w Tanzanii. Jestem zauroczona afrykańską przyrodą, ktora tak pięknie p rzedstawilas na swoich zdjeciach
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i dziękuję
Usuń🥰
UsuńPrzeczytalem z przyjemnoscia.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Bardzo się cieszę 😀
UsuńBardzo ładnie opisane, wygląda na warte do zobaczenia z bliska, a zdjęcia są przepiękne.
OdpowiedzUsuńCieszę się i dziękuję 🥰
UsuńMarzę o takiej podróży !!!!
OdpowiedzUsuńWanda jest moją przyjaciółką-z zapartym tchem śledziłam jej foto-wrażenia z Tanzanii-PIĘKNE!!!Pani opowieść o miejscach,zwyczajach,ludziach jest fascynująca.Podziwiam ludzi poznających świat nie z folderów,czy zza szyb autokarów,ale czujących klimat,uroki,cierpienia,codzienność...Gratuluję Pani pasji i daru obrazowej narracji. barbara
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie dziękuję. 🥰 Jest mi niezmiernie miło, że moje artykuły się podobają. Pozdrawiam gorąco 🥰
UsuńDziękuję za piękny i ciekawy opis wakacji w Tanzanii.Nie byłam w Afryce,ale czytanie takich relacji i oglądanie zdjęć jest również pasjonujące.Dziękuję i pozdrawiam.Anna
OdpowiedzUsuńBardzo serdeczne dziękuję i polecam kolejne artykuły 🥰
OdpowiedzUsuń