Przejdź do głównej zawartości

Tanzania - kraj kobiet pracujących

Kobieta pracująca



Podczas, gdy niektórzy mężczyźni odpoczywają w cieniu rozłożystych drzew mango lub oddają się innym przyjemnościom, tanzańskie kobiety ciężko pracują.

Mama Pili od lat zajmuje się rozdrabnianiem kamieni. To znaczy siedzi na ziemi i tłucze kamienie na mniejsze kawałki. Następnie segreguje je względem wielkości. Tak przygotowany materiał stanowi niezbędny składnik budowlany, a dla Mamy Pili główne źródło dochodu.

Mama Pili i jej gość z Polski
Piękna krawcowa o posągowej wręcz urodzie prowadzi swój warsztat krawiecki przy osiedlowej uliczce. Co rano wystawia swoją maszynę do szycia 
w cieniu dwóch potężnych drzew, a za stół krawiecki służy jej kawałek podwórka. Zazwyczaj towarzyszy jej mała córeczka, która grzecznie siedzi na ziemi i bawi się kamykami. 
kobieta z dzieckiem w centrum miasta
Kiedyś ubrania szyli praktycznie wyłącznie mężczyźni. Instalowali się ze swoimi maszynami na tarasach przed sklepami. Teraz w mieście można spotkać jedynie nielicznych krawców i to zdecydowanie już w podeszłym wieku. Ich miejsce zajęły kobiety, które niezależnie od możliwości lokalowych radzą sobie jak mogą. A ładnie uszyte, ciekawie skomponowane kolorowe stroje nie pozostawiają wątpliwości, co do ich umiejętności krawieckich i zmysłu projektanckiego.
Na tym tarasie mieszczą się co najmniej trzy różne działalności gospodarcze: sklepik z tkaninami, zakład krawiecki i punkt gastronomiczny - wyrób i wypiek ciapati. 
Dawniej pod przydrożnymi drzewami mieściły się warsztaty naprawy rowerów oraz stanowiska pucybutów. Wtedy prowadzili je młodzi mężczyźni. Teraz nikt już nie korzysta z usług pucybuta, bo większość nosi klapki lub adidasy, a j
ednoślady napędzane siłą ludzkich mięśni wyparte zostały przez motocykle. Teraz marzeniem każdego młodego mężczyzny jest posiadanie motoru. A z kolei prawie każdy motor w mieście to taksówka. Zwiększyło się i owszem zapotrzebowanie na warsztaty naprawy motorów, ale w tym przypadku lokal pod chmurką nie zawsze jest wystarczający. W mieście pozostały tylko nieliczne stanowiska naprawy rowerów. Mężczyzna, który całe życie prowadził taki warsztat teraz chodzi po osiedlu z wielkim workiem i zbiera plastikowe butelki. W skupie dostaje za nie parę groszy, za które żyje z dnia na dzień.

Wracając jednak do pracujących kobiet, coraz częściej widuje się je również za sterami badziadzi (zwanych w innych krajach: tuk-tuk). Te trzykołowe, zadaszone pojazdy, podobnie jak motory funkcjonują jako taksówki. W mieście jest ich prawie tak wiele jak motorów. Wynajęcie badziadzi kosztuje około dwa-trzy razy więcej niż taksówka motorowa. Często, aby podzielić koszty przejazdu, kilka nieznających się osób podróżuje wspólnie.   
kobieta pracująca, przebywająca na wakacjach. Powrót z zakupami z targu w badziadzi. 

kobieta pracująca w swoim biurze wśród zieleni
Kobiety, z dużym powodzeniem pracują przy utrzymaniu zieleni miejskiej. Nie chodzi jednak tylko o pielęgnację kwiatków lecz głównie o koszenie traw. Do koszenia nie używa się kosiarek, a długich, wąskich maczet z wygiętymi pod kątem około 120 stopni zaostrzonymi końcówkami. Taka kosa trzymana w jednej ręce i wprawiona w ruch wahadłowy powoduje ścinanie trawy. Praca bardzo ciężka i wyczerpująca, szczególnie, że koszenie odbywa się na ogół w środku dnia, czyli w pełnym słońcu. 
Kokosowa bizneswoman
Wreszcie są i kobiety biznesu, takie jak zbieraczka kokosów czy sprzedawczyni ryb. Pani od zbierania kokosów, zawsze pięknie ubrana z najmodniejszą fryzurą (w tym roku królują warkoczyki) jest szefową czteroosobowej firmy. Każdego ranka stawia się u innego właściciela posesji, u którego rosną palmy kokosowe i proponuje swoje usługi w postaci strącenia kokosów z drzew. Gdy jest zgoda wraz ze swoją ekipą przystępuje do pracy. Dwóch chłopaków wchodzi na palmę i strąca kokosy a trzeci pilnuje, aby owoce spadały w wyznaczonym (bezpiecznym) obszarze. Następnie wszyscy razem znoszą w jedno miejsce strącone kokosy i przystępują do rozbierania ich, czyli odzierania z wierzchniej skorupy. Na koniec dnia pracy bizneswoman zawozi zebrany plon na targ. Wcześniej jednak rozlicza się z właścicielem palm kokosowych za zebrane kokosy po odliczeniu kosztów swojej pracy.
część świeżo zerwanych kokosów oraz hałda łupin. 
kokosy z naszych palm świeżo po zdjęciu łupin
Sprzedawczyni ryb, którą nazywamy po prostu Rybaczką, codziennie przynosi nam świeże ryby. O poranku udaje się do portu, gdzie wprost od rybaków z kutrów (łodzi, łódek lub łódeczek) kupuje nocny połów. Dostanie się do łodzi nie jest wcale takie oczywiste, bo takich kupujących kobiet jest wiele, więc trzeba mieć siłę przebicia. Następnie chodząc po osiedlu odsprzedaje je swoim stałym klientem. Ma tyle ryb ile może unieść w plastikowej misce na głowie. Niezależnie od trudu i przebytych kilometrów jest zawsze uśmiechnięta i chętna do pogawędki.
kobieta pracująca z miską świeżych ryb
wesoła Rybaczka
wesoła Rybaczka i nasze ryby,
które tak prezentowały się po usmażeniu
Umi, podobnie jak kiedyś nasza Mama, prowadzi osiedlowy sklepik. Lokal choć niewielki zawiera wszystkie najpotrzebniejsze produkty spożywcze i nie tylko. Chętnie się u niej zaopatrujemy w chleb, jajka, herbatę czy olej, ale również cebulę, pomidory czy ziemniaki. 
Miejski targ. Kobiety sprzedają głównie owoce i warzywa z własnych małych ogródków.
Dopiero wieczorami okolice miejskiego targu tętnią prawdziwym życiem. W koło rozstawiane są stoiska z szaszłykami, owocami, pieczoną kukurydzą, smażonym maniokiem, itp. Są też liczne stanowiska prowadzone wyłącznie przez kobiety, gdzie można kupić maandazi (rodzaj pączków, przyprawionych kardamonem), vitumbua (rodzaj pączków wyrabianych z mąki ryżowej) lub ciapati (smażone placki z mąki, wody i odrobiny oleju). Panie, siedząc na niskich taboretach na bieżąco smażą vitumbua w specjalnych patelniach z dołkami na małych kuchenkach węglowych. Kupujemy takie cieplutkie wypieki na kolację. Zapach jest tak obłędny, że nie możemy się oprzeć pokusie spróbowania od razu choć jednego. W efekcie zanim dojeżdżamy do domu, połowa smakowitych pączków jest już zjedzona. 
maandazi i vitumbua
domowe ciapati
Niezależnie czy kobieta pracuje jako pomoc domowa, kasjerka w banku, szefowa firmy, farmaceutka itd. wszystkie łączy jedno: dbałość o wygląd. Piękne, kolorowe kreacje lub eleganckie kostiumy, jeśli zajmowane stanowisko tego wymaga i nienaganne uczesanie. W tym sezonie obowiązuje fryzura w sto warkoczyków.
sto warkoczyków

Więcej o Tanzanii w pozostałych artykułach poniżej.
W menu powyżej znajduje się przekierowanie do postów o moich włoskich podróżach.
Serdecznie polecam!

Komentarze

  1. Agula! Super i to Twoje nieszablonowe spojrzenie na Tanzanię :-) Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, ale wiadomo że kobiety żadnej pracy się nie boją.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Z dziennika podróży

Zapiski z dziennika podróży  Tanzania                  W tym roku w podróż do Tanzanii wybrała się z nami Wandzia, wytrawna uczestniczka włoskich wypraw. Gdy przeczytała wpis o naszym ubiegłorocznym pobycie w Tanzanii również zapragnęła poznać ten kraj. Na początku była to zaledwie mała iskierka ciekawości, która z czasem przerodziła się w całkiem realne marzenie. Dzięki wsparciu rodziny i znajomych oraz własnej determinacji wyjazd doszedł do skutku.              Warto mieć marzenia, bo marzenia się spełniają. Dzień 1 Na lotnisko przyjechaliśmy przed godziną trzecią rano. Poprzednio bardzo długo trwała odprawa. Tym razem byliśmy co najmniej o godzinę za wcześnie. Ale lepiej tak niż się denerwować, że samolot poleci bez nas. Z resztą na stres nie trzeba było długo czekać. Już w Amsterdamie zaistniała obawa, że nie zdążymy na kolejny lot. Podobnie jak w ubiegłym roku wybraliśmy KLM (Holend...

Tanzania - Podróż daleka a bliska

  Po czterech latach, ja i mój mąż, znowu lądujemy na międzynarodowym lotnisku w Dar es Salaam. Odkładaną przez ostatnie dwa lata podróż postanowiliśmy zrealizować mimo wszystko. Czasami trzeba podjąć męską decyzję i kupić bilet zamiast przestraszonym siedzieć w kącie i patrzeć jak życie ucieka za oknem. Po 15 godzinach lotu z Krakowa, z przesiadką w Amsterdamie, wita nas na lotnisku w Dar es Salaam mój brat z żoną. Jak zawsze na nich i ich gościnność możemy liczyć. W Dar spędzamy dwa błogie dni przeznaczone na aklimatyzację – w Polsce środek zimy, temperatura koło zera, a tu 35 st. C. Trzeba przyznać, jest ciepło. Dopiero wieczorem jedziemy do pobliskiego lokalu posiedzieć sobie przy basenie, ze szklaneczką schłodzonego napoju. Następnego dnia również spędzamy popołudnie i wieczór nad wodą, tym razem w knajpce przy samym morzu. Przyjemnie owiani morską bryzą leniwie podziwiamy otoczenie. Około 17 jest pełny przypływ, woda podpływa prawie pod ławeczki na plaży. Ja decyduję się za...