Przejdź do głównej zawartości

O Tanzanii słów kilka - Mikindani

Mikindani
        Kilwa, Zanzibar oraz Mikindani to historyczne państwa-miasta, które na przestrzeni wieków tworzyły niebywałą mozaikę kulturową i religijną. Chociaż w kwestii religii, we wszystkich trzech ostatecznie dominuje religia muzułmańska. Podobnie jak przez całe wybrzeże Afryki Wschodniej przez te trzy miejscowości przewinęło się wiele narodowości. Niektórzy przybysze zapuścili korzenie na dłużej, inni zostali na zawsze.

        Jednym z nich jest znajomy naszych rodziców, którego przodkowie przebyli przed laty z Indii. Jego rodzice i on sam urodzili się już w Tanzanii. W 1930 roku jego ojciec rozpoczął budowę domu. Jednak w związku z powołaniem do wojska (i wojną) na kilka lat musiał ją przerwać. Ostatecznie budowę domu zakończył w 1947 roku. W trudnych latach powojennych ojciec zdecydował się przeznaczyć część domu na restaurację. Przez kilka lat interes się dobrze kręcił, ponieważ wówczas Mikindani zamieszkiwała duża społeczność indyjska. Dodatkowo w związku z budową kolei, w mieście przebywało wielu Europejczyków. Linia kolejowa z Nachingwea (miasta położonego 190 km na zachód od wybrzeża) do Mikindani miała zapewnić Brytyjczykom stałą dostawę orzeszków ziemnych. W Nachingwea i okolicy założone zostały wielkie plantacje fistaszków, które następnie były dostarczane pociągami do portu w Mikindani i transportowane statkami. W Anglii miały być wykorzystane do produkcji margaryny. Po kilku latach ten projekt okazał się nierentowny i upadł. Wtedy Brytyjczycy przenieśli swoją uwagę na dużo większą i głębszą zatokę w Mtwara. Rozpoczęli budowę portu, który mógł przyjąć dużo większe jednostki i zapewnić lepszą i szybszą wymianę towarów. W 1954 roku zakończyła się budowa portu w Mtwara a wraz z nią początek końca wielowiekowej świetności miasta Mikindani. Dodatkowo Brytyjczycy przenieśli wówczas całą swoją administrację do szybko rozwijającego się miasta Mtwara. W konsekwencji znakomita większość hinduskich kupców straciła źródło utrzymania i opuściła miasto.

        Dzisiaj Mikindani jest niewielkim miasteczkiem rybackim, a jej mieszkańcy spacerują wśród ruin, niegdyś świetnych budowli. Stare Miasto stanowi obiekt historyczny i za przebywanie na jego terenie w celach turystycznych pobierana jest opłata. W domu, w którym w 1866 roku zatrzymał się David Livingstone powstało niewielkie muzeum. Prezentowana jest w nim historia Tanzanii w pigułce. Szkocki misjonarz i podróżnik przybył na krótko do Mikindani w trakcie swojej ekspedycji w poszukiwaniu źródła Nilu.

Mikindani, plac przy Muzeum
Mikindani, przed Muzeum
Mikindani
Mikindani, Muzeum i zabytkowe drzwi. 
Mikindani, Boma
Mikindani

        Przy placu koło muzeum znajduje się hala targowa zbudowana przez Niemców w 1895 roku w miejscu, gdzie mieścił się targ niewolników. W 1990 roku budynek został poddany renowacji w wyniku czego zabudowane zostały portyki. Na tymże placu znajduje się również dawny bank niemiecki, w którym teraz urzęduje salon odnowy biologicznej.

        Nad miasteczkiem góruje Boma, obiekt zbudowany w 1895 roku. Budynek był siedzibą gubernatora, gdy Tanganika była kolonią niemiecką. W czasach panowania brytyjskiego również pełnił funkcje administracyjne. Po przeniesieniu siedziby władz brytyjskich do Mtwary budynek zaczął popadać w ruinę. Osobiście widziałam go w takim stanie w latach 90-tych. Na szczęście dla potomnych w roku 2000 został odrestaurowany przez brytyjskie stowarzyszenie non-profit. Dzisiaj w tym okazałym budynku mieści się hotel z basenem z pięknym widokiem na spokojną zatokę - Mikindani Bay.

        Po przejściu na zasłużoną emeryturę nasz znajomy wrócił do rodzinnego domu. Odrestaurował go z wielką dbałością o każdy szczegół. Stylowe meble z rzadkich gatunków drzewa utrzymane są nadal w nienagannej kondycji. Zdjęcia i pamiątki rodzinne zostały pięknie wyeksponowane. Średniej wielkości, piętrowy dom w stylu kolonialnym otoczony jest pięknym, kolorowym ogrodem. Nasz gospodarz chętnie przyjmuje nas na werandzie wśród zieleni i śpiewu ptaków i niespiesznie snuje opowieść o dziejach swojej rodziny i miasta.

Mikindani, dom naszego znajomego
Mikindani dziś - dawny bank i Boma
Mikindani, Boma, widok na zatokę 
Mikindani
Mikindani kiedyś (zdjęcia z 1995 r. z archiwów naszego znajomego)
Mikindani - dawny targ niewolników

Mikindani
Mikindani
Mikindani 
Mikindani 
Gorąco polecam pozostałe wpisy o Tanzanii:

O Tanzanii słów kilka - Kilwa Kisiwani




Komentarze

  1. Jak zwykle pięknie napisane.Czuję się jakbym był na miejscu czytając te opowiadania. Dziękuję bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. To byłem ja, Sy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Sy! Bardzo serdecznie dziękuję i cieszę się, że mogłam przekazać trochę słonecznej Tanzanii.

      Usuń
  3. Historia mało znana, a bardzo ciekawa i ładnie napisana

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle ciekawie, pięknie i sugestywnie napisane

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za fajny reportaż, ten Livingstone jest znany również w Grecji skąd wywiózł parę ciężarówek z zabytkami :) Jarek ( ten od Zachodu Słońca na Santorini)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jarku, bardzo dziękuję za przeczytanie i za podzielenie się ciekawą informację na temat Livingstona 🤓

      Usuń
  6. Mało Aga! Czuję niedosyt :) Sylwia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tanzania - kraj kobiet pracujących

Kobieta pracująca Podczas, gdy niektórzy mężczyźni odpoczywają w cieniu rozłożystych drzew mango lub oddają się innym przyjemnościom, tanzańskie kobiety ciężko pracują. Mama Pili od lat zajmuje się rozdrabnianiem kamieni. To znaczy siedzi na ziemi i tłucze kamienie na mniejsze kawałki. Następnie segreguje je względem wielkości. Tak przygotowany materiał stanowi niezbędny składnik budowlany, a dla Mamy Pili główne źródło dochodu. Mama Pili i jej gość z Polski Piękna krawcowa o posągowej wręcz urodzie prowadzi swój warsztat krawiecki przy osiedlowej uliczce. Co rano wystawia swoją maszynę do szycia  w cieniu dwóch potężnych drzew , a za stół krawiecki służy jej kawałek podwórka. Zazwyczaj towarzyszy jej mała córeczka, która grzecznie siedzi na ziemi i bawi się kamykami.  kobieta z dzieckiem w centrum miasta Kiedyś ubrania szyli praktycznie wyłącznie mężczyźni. Instalowali się ze swoimi maszynami na tarasach przed sklepami. Teraz w mieście można spotkać jedynie nielicznych krawcó...

Z dziennika podróży

Zapiski z dziennika podróży  Tanzania                  W tym roku w podróż do Tanzanii wybrała się z nami Wandzia, wytrawna uczestniczka włoskich wypraw. Gdy przeczytała wpis o naszym ubiegłorocznym pobycie w Tanzanii również zapragnęła poznać ten kraj. Na początku była to zaledwie mała iskierka ciekawości, która z czasem przerodziła się w całkiem realne marzenie. Dzięki wsparciu rodziny i znajomych oraz własnej determinacji wyjazd doszedł do skutku.              Warto mieć marzenia, bo marzenia się spełniają. Dzień 1 Na lotnisko przyjechaliśmy przed godziną trzecią rano. Poprzednio bardzo długo trwała odprawa. Tym razem byliśmy co najmniej o godzinę za wcześnie. Ale lepiej tak niż się denerwować, że samolot poleci bez nas. Z resztą na stres nie trzeba było długo czekać. Już w Amsterdamie zaistniała obawa, że nie zdążymy na kolejny lot. Podobnie jak w ubiegłym roku wybraliśmy KLM (Holend...

Tanzania - Podróż daleka a bliska

  Po czterech latach, ja i mój mąż, znowu lądujemy na międzynarodowym lotnisku w Dar es Salaam. Odkładaną przez ostatnie dwa lata podróż postanowiliśmy zrealizować mimo wszystko. Czasami trzeba podjąć męską decyzję i kupić bilet zamiast przestraszonym siedzieć w kącie i patrzeć jak życie ucieka za oknem. Po 15 godzinach lotu z Krakowa, z przesiadką w Amsterdamie, wita nas na lotnisku w Dar es Salaam mój brat z żoną. Jak zawsze na nich i ich gościnność możemy liczyć. W Dar spędzamy dwa błogie dni przeznaczone na aklimatyzację – w Polsce środek zimy, temperatura koło zera, a tu 35 st. C. Trzeba przyznać, jest ciepło. Dopiero wieczorem jedziemy do pobliskiego lokalu posiedzieć sobie przy basenie, ze szklaneczką schłodzonego napoju. Następnego dnia również spędzamy popołudnie i wieczór nad wodą, tym razem w knajpce przy samym morzu. Przyjemnie owiani morską bryzą leniwie podziwiamy otoczenie. Około 17 jest pełny przypływ, woda podpływa prawie pod ławeczki na plaży. Ja decyduję się za...